Archiwum listopad 2002


lis 09 2002 BOREJKOWY ARTYKUL Z FILIPINKI
Komentarze: 2

A oto przed wami artykolek,przeczytajcie go UWAZNIE

Prawdziwy adres Borejków

Jeszcze pół godziny, piętnaście minut. Przyjechałam! Dworzec Główny, peron trzeci. Jestem w Poznaniu, mieście, w którym żyją wszyscy bohaterowie książek Małgorzaty Musierowicz. Chcę sprawdzić, czy główna bohaterka faktycznie mieszkała w małej klitce na poddaszu i czy naprawdę do budynku, w którym mieszkali państwo Borejkowie, wchodzi się od Zacisza.

Dochodzi godzina dziesiąta. Mieszkańcy dzielnicy Jeżyce, w której toczy się akcja książek Małgorzaty Musierowicz, już dawno wstali. Mimo deszczu, po ulicach chodzi dużo ludzi. Na drzewach nieśmiało zasiadły ptaki, ulicą Roosevelta sunie sznur samochodów. Względną ciszę przerywa jedynie łoskot przejeżdżającego tramwaju. Jest i adres: ul. Roosevelta 5. To tu mieszkali główni bohaterowie Małgorzaty Musierowicz.
Roosevelta 5
- Dzień dobry. Chciałabym porozmawiać o mieszkańcach tego domu, o państwu Borejkach - przekonuję pana z parteru, który odebrał domofon. Po chwili drzwi się otwierają. Mężczyzna w średnim wieku patrzy na mnie podejrzliwie. Nie wierzy, ze chcę rozmawiać o fikcyjnych postaciach z książki.
Opowiadam mu więc o niewielkim mieszkaniu na parterze, o szurniętej sąsiadce, pani Szczepańskiej, która przez dziurę nad piecem podsłuchiwała rodzinę Borejków. O perypetiach czterech córek, o mamie Borejkowej - wzorowej gospodyni domowej i o panu Ignacym Borejko, którego świat zaczynał się i kończył na książkach.
- Tak, zgadza się, to o tym mieszkaniu mowa. Piec też był, ale sama pani rozumie, musieliśmy wyremontować lokal i trzeba go było zlikwidować - opowiada mężczyzna. Nie chce się przedstawić, gdyż jest detektywem, a w jego pracy anonimowość bardzo się liczy.
Dwa piętra wyżej mieszkają państwo Gruszkowie. - W sprawie bohaterów Małgorzaty Musierowicz? Tak myślałam - śmieje się Jolanta Gruszka, prywatnie matka trójki nastoletnich dzieci, służbowo pracownik Uniwersytetu Poznańskiego. - Spieszę się, ale na rozmowę o Borejkach znajdę czas - pani Jola wpuszcza mnie do mieszkania.
Wszechobecny duch Borejków
- Moje dwie córki są miłośniczkami książek Małgorzaty Musierowicz. Ja sama przeczytałam je od deski do deski. Pamiętam, że jak byłam w ciąży, tak źle się czułam, że nie mogłam czytać niczego. Jedyna książki, które wchodziły mi jak po maśle, to właśnie Musierowiczowej - przyznaje moja rozmówczyni.
Z krótkiej rozmowy dowiaduję się o tłumach fanek, odwiedzających kamienicę przy Roosevelta 5. - Najwięcej przyjeżdża ich latem. Wtedy aż roi się tu od młodych dziewcząt z plecakami. Robią sobie zdjęcia przed domem, zbierają podpisy od wszystkich mieszkańców - wylicza pani Jola. Czy faktycznie to takie magiczne miejsce?
- Duch Borejków towarzyszy nam nieustannie. Pamiętam taką śmieszną historię, kiedy adres zamieszkania pomógł mi w problemach. Wszyscy wiemy, jak uciążliwe jest załatwianie spraw w banku. Musiałam przebrnąć przez jakieś formalności związane z budową domu - opowiada Jolanta Gruszka. - Panie w okienku zupełnie nie przejmowały się moim problemem. W końcu jedna z nich zajęła się moją sprawą. W pewnym momencie, podczas spisywania danych z dowodu osobistego, zobaczyła mój adres. "To pani mieszka w domu Borejków?" - zapytała. Potwierdziłam, bardzo zdziwiona. "To dlaczego pani nic nie powiedziała wcześniej!?" - urzędniczka prawie na mnie nakrzyczała. Sprawa została załatwiona dosłownie w tempie ekspresowym, a obsługującej mnie pani uśmiech nie schodził z twarzy - kończy pani Jola.
Musimy się żegnać. Moja rozmówczyni ma pilne sprawy do załatwienia, a ja muszę przecież jeszcze odwiedzić dom, w którym mieszkała Aniela Kowalik, słynna Kłamczucha.
Czy tutaj mieszka panna Aniela?

Aniela to dobry duszek wszystkich książek Małgorzaty Musierowicz. W drugim tomie sagi porzuca dla ukochanego rodzinną Łebę i przeprowadza się do Poznania. Na listy od umiłowanego Pawełka czeka na poddaszu niewielkiej willi, w której zamieszkuje razem z wujostwem, dwójką ich nieznośnych dzieci i ciotką, która jako jedyna nie dała się nigdy wyprowadzić w pole Kłamczusze. Postanawiam znaleźć ową willę. Jeszcze raz czytam: "Niewielka szara willa stała przy skwerku zwanym Teatralką". Nie jestem pewna. Proszę więc o pomoc w pobliskim przedszkolu. - Słynna willa od Musierowiczowej? To ta obok - panią z przedszkola nawet nie dziwi moje pytanie. Piękny, szary domek. Od frontu dwie białe kolumienki. Z boku widać okna poddasza, na którym, według książek Musierowicz, Aniela cierpiała miłosne katusze.
- Nie miałam pojęcia, że to właśnie w naszym domu, w którym mieszkamy od ponad trzech pokoleń, autorka zameldowała rodzinę Kowalików - śmieje się Wanda Zwolankiewicz. Zagadka wyjaśniła się, gdy pani Wanda przeczytała "Kłamczuchę". - Długo zastanawialiśmy się, czy aby na pewno chodzi o nasz dom. W żadnym tomie tak naprawdę nie został podany dokładny adres. Teraz, gdy już to wiemy, zupełnie nam to nie przeszkadza - zapewnia pani Wanda.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Aniela, zwana częściej Kłamczuchą, nie bez przyczyny tak właśnie została ochrzczona. Swoje talenty aktorskie od najmłodszych lat trenowała na rodzinie i przyjaciołach. Zazwyczaj jednak, jak sama twierdziła, kłamała w "dobrej wierze", w "słusznej sprawie" bądź "z konieczności". Małgorzata Musierowicz uznała, że taki talent nie może się zmarnować i pokierowała losami Anieli wprost na deski teatru.
- Aniela Kowalik? Nie znamy takiej. A w czym gra? - aktorzy, których zaczepiłam pod teatrem, nie kryli zdziwienia. - A, bohaterka książki. Nie, nie słyszeliśmy o niej. Nie mamy czasu na Kowalików, skoro na głowie mamy Łomnickiego. Przygotowujemy spektakl z okazji rocznicy jego śmierci - tłumaczyli się moi rozmówcy.
W teatrze nikt nic nie słyszał o Anieli. Może chociaż w Bibliotece Raczyńskich, w której długie godziny spędzał Ignacy Borejko, dowiem się czegoś ciekawego. Tata Borejko jest bowiem postacią, której świat zaczyna się i kończy w książkach. Starożytni filozofowie: Sokrates, Arystoteles, rozprawy historyczne - to jeg koniki.
- Ignacy Borejko? - dziwi się pani Aleksandra Hanke, pracownik działu pisarzy polskich. - Z tego, co pamiętam, to pracował w dziale zbiorów specjalnych. Oczywiście na niby, przecież to postać książkowa - szybko tłumaczy.
Moja podróż śladami bohaterów Małgorzaty Musierowicz dobiegła końca. Wiem już, gdzie mama Borejkowa szykowała kolacje dla swojej licznej rodziny, a także gdzie godzinami przesiadywał tata Borejko. Widziałam też, w którego okna na poddaszu Aniela tęsknie wpatrywała się w gwiazdy, myśląc o Pawełku.
Drzwi kamienicy zamknę cicho, bo wiem, że sąsiadka Borejków, pani Szczepańska, strasznie nie lubi, gdy się nimi trzaska...

 

irma!!! : :
lis 07 2002 Jezyk Trolli
Komentarze: 1

Niedlugo w ksiegarniach wyjdzie kolejny tom Jezycjady,ktory nosi nazwe "Jezyk Trolli".Niesty,nie udalo mi sie jeszcze wyszukac o czym on jest :( ALE mam sciagnelam okladke nowego dziela M.Musierowicz

Czy znasz,te twarz???

irma!!! : :
lis 06 2002 Jezycjada!!!!!
Komentarze: 3

A oto list 14-letniej Idy do Babi(w szpitalu)       Kwiat Kalafiora

"Kochana mamo! Jest dwunasta, siedzę sama w domu i nikomu nie jestem potrzebna jak zwykle. Gaba poszła po kapustę kiszoną i mąkę, a ja zobaczyłam list Nutrii i się dopisuję. Gaba mówi, że nie pójdziemy dziś wszystkie do szpitala, zwłaszcza ja, bo mam potwornie spuchnięte oczy, więc to by mogło cię zmartwić i przerazić (tak mówi Gaba) - a oczy okropnie mi spuchły i okulistka powiedziała że nie prędko z tym dojdę do ładu, mam zwolnienie ze szkoły, bo prawie zupełnie nic nie wiedzę. Gaba mówi, że to łaska Boska, jaka ona jest, widzisz wcielona podłośc. Cieszy się, że zostanę w domu i zamiast się leczyć będę pilnować Nutrii i Pulpy. Nutrii nie przyjęto do półinternatu, bo jest przepełniony. A Pulpy nie przyjęli do przedszkola bez podania powodu. Wykrzyczeli tylko na Gabrielę, że ty nie pracujesz, a pchasz się do przedszkola, zresztą i tak już nie ma miejsc. Zapisy są w maju i dostają się tylko dzieci z protekcją, jak na studia. Ale nic się nie martw kochana. Ja czuwam. Będę teraz w domu przez tydzień, a może potem przedłużą zwolnienie, a potem już zaraz ferie. Zresztą pewnie niedługo do nas wrócisz. Gaba nas tyranizuje, po prostu okropnie, ale nie martw się mamo, oczywiście ona to robi dla naszego dobra. Chociaż nie wiem doprawdy, co ma nasze dobro do ucierania kartofli na placki. Kazała mi to robić, choć wie że jestem zupełnie ślepa. To znaczy nie zupełnie a częściowo. Na obiad dziś mamy placki ziemniaczane, ponieważ zabrakło nam pieniędzy. Ale nie mart się mamo, bo Gaba najpierw poszła do antykwariatu. A ja jestem dzielna jak zawsze. Całuję Cię - Twoja Ida"

irma!!! : :
lis 05 2002 Moj nowy blog
Komentarze: 1

Oto przed wami swiezutki blog!!Jest on poswiecony Laurze Pyziak,ale rowniez calej tworczosci p.M.Musierowicz.Bede w notkach zapisywac rozne fragmenty ksiazek M.M.Zostawncie swoj slad w ksiedze gostkof :)

Dlugie lyzki(mala Laura)                               

"Gabrysia i Tygrysek zostały same w kuchni.
Gabrysia opuściła wzrok na stół, podniosła książkę, którą tu ostatnio zostawiła - "Przypiski" Kazimierza Wójtowicza - i nagle doznała natchnienia. Już wiedziała, jak zacząć.
- Ale się uśmiałam - powiedziała zagadkowo.
Laura natychmiast spojrzała na nią z ciekawością.
- W tej książce - ciągnęła Gabrysia, opierając głowę na ręce - jest śmieszna opowieść o długich łyżkach.
- Dlaczego długich?
- Zaraz ci powiem. Pewien człowiek chciał zobaczyć, jak jest w zaświatach. I pozwolono mu zajrzeć tam na chwilę. Zobaczył wielki, wielki kocioł z bardzo pyszną potrawą ...
- Był to eintopf, jak przypuszczam - wtrąciła dowcipnie Laura.
- ... a wokół tego kotła siedzieli bardzo smutni ludzie. Byli okropnie głodni i wychudzeni, bo mieli łyżki o tak długich trzonkach, że chociaż mogli zaczerpnąć z kotła - nie mogli ich włożyć do ust.
- A to dobre - oceniła z uznaniem Laura.
- Zaraz potem wpuszczono tego człowieka do pokoju obok. Był tam wielki kocioł z tą samą pyszną potrawą i tak samo długie były trzonki łyżek. Ale ludzie siedzący naokoło kotła byli weseli i zadowoleni. Po prostu - wpadli na to, żeby podać sobie nawzajem jedzenie na tych długich łyżkach. Każdy karmił drugiego, nie siebie. I wszyscy się najedli. I wiesz co? Okazało się, że to właśnie było niebo.
Córeczka spojrzała na Gabrysię z uznaniem i pewną zazdrością.
- Ty to zawsze trafisz na jakieś dobre anegdotki, mamusiu. Zapamiętam sobie o tych łyżkach.
- Tygrysku, kochaneczku /.../ Ta historyjka wyjaśnia, że nie wolno żyć tylko dla siebie. Bo to nie tylko nieładnie, ale nawet niezdrowo. Może w ogóle po to jesteśmy na świecie, żeby pomagać innym?"

irma!!! : :